poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Od Cassidy: Dołączenie & moja historia

Nie mam rodziców. Zostałam porzucona;
Pewnego mroźnego, zimowego dnia razem ze starszym bratem i młodszą siostrą wybraliśmy się w góry. Cała moja rodzina miała siwą maść - tylko ja byłam kara. Spotkaliśmy tam rodziców mama byłą smutna - a tato krzywo się uśmiechał...
- Kochanie - zaczęła mama.
- Lyzzy, trzeba do sedna, bo nie zrozumie! - jęknął ojciec. - Musisz odejść! Nie chcemy cię tutaj, nie pasujesz do nas. Idź i nie wracaj, nigdy cię nie kochaliśmy! Czekaliśmy tylko aż dorośniesz.
Moje rodzeństwo również się uśmiechało. Chcieli się mnie pozbyć... Przełknęłam ślinę, zamknęłam oczy. Zawiał mocny wiatr... Odwróciłam się i spokojnym krokiem i ruszyłam przed siebie.
Nie płakałam, ale byłam smutna. Zamknęłam się w sobie. Straciłam zaufanie do żywych istot, zamknęłam się w sobie.
Chciałam wędrować być wolna!
Zawsze rankiem galopując słuchałam śpiewu ptaków...
***

Nastała wiosna. Kwiaty zakwitły, ptaki śpiewały, było słonecznie. Wiał lekki wiatr.
Byłam przepełniona energią. Jednak mięśnie mojej twarzy niebyły zdolne do tego, by się uśmiechnąć. Robiłam to rzadko. Postanowiłam wybrać się na przechadzkę po lesie. Szłam, szłam i szłam chyba z 3 godziny bez przerwy, aż w końcu się zatrzymałam. Zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. Byłam tak głęboko zamyślona kiedy szłam... Moim oczom ukazał się nieznany dotąd krajobraz. Wypełniały go lasy, jeziora, góry i rzeki. Miejsce, w którym się znajdowałam było jak z bajki. Chciałam się uśmiechnąć, ale zapomniałam jak... Tak więc ta malownicza kraina wywołała we mnie tylko okrzyk zachwytu. Chciałam iść dalej, zdobywać świat... Czułam się jak na skrzydłach. Poczułam potrzebę podzielenia się z kimś moimi poglądami, myślami. Ale nikogo w pobliżu nie było. Tak bardzo chciałam poczuć coś czego nigdy nie doświadczyłam - przyjaźń. Biegłam przed siebie w poszukiwaniu tego kogoś... Czułam, że już niedaleko. Nareszcie! Poczułam zapach innego konia, po roku nie wypowiedzenia ani jednego słowa, ani jednego mruknięcia i prychnięcia do żywego stworzenia. Zawsze byłam taka nieufna, ale i mnie uznawali za dziwadło. Biegłam w miejsce, z którego unosił się zapach. Byłam bliżej i bliżej... Nagle stanęłam. Po co mi ten ktoś? Żeby ze mnie szydził... Poczułam strach. Zdołałam się przełamać i znowu to poczułam, ale 100 razy silniejsze. Zobaczyłam zakręt. A tuż za nim... piękną klacz. Podeszłam:
- Cze... cze ..cześć - wydusiłam.
- Witaj - uśmiechnęła się.
- Czy prowadzisz stado? - jakimś cudem wydusiłam uśmiech.
- Tak.
- Czy.. mogłabym dołączyć?
- Tak.
- Gdzie moje maniery... Cassy... Nazywam się Cassidy.
- Sadie. Chodź poznam cię z innymi...
Zaczęłam się bać, Sadie była taka zimna w stosunku do mnie.
- Czy coś ze mną.. nie tak? - zapytałam.
- Nie.
- To dlaczego...
- Co?
- Eee...
- Odpowiadam tak krótko?
Lekko kiwnęłam głową.
- Przepraszam, byłam zamyślona.
- Nie ma za co! - ucieszyłam się, że nie chodzi o mnie.
- To chodźmy.
- Dobrze.

Nowa członkini!

Dołączyła do naszego nielicznego stada. Kolejna klacz, niedługo będzie tu niedobór ogierów!
Jednak witamy serdecznie naszego posłańca. Może zostanie na dłużej... Na imię jej Cassidy.













~~
Alpha, 
Sadie. 

Od Oriona: CD historii Sary "Wyprawa po ziółka"

Jeszcze przez chwilę przyglądałem się napadowi głupawki mojej siostry, po czym zacząłem rozrywać pędy dziwnej stokrotki, która powinna się chyba nazywać stokrotą. Udało mi się uwolnić od ciężkiej łodygi i mięsistych liści zanim moja siostra do końca się uspokoiła.
- Masz zielony bok, Orionku - parsknęła Sara.
Zignorowałem jej uwagę i zacząłem zbierać zioła o różnych zastosowaniach. Siostra truchtała za mną, co jakiś czas zrywając rośliny. Nasze charaktery bardzo się różniły. Sara niemal zawsze tryskała energią i optymizmem, łatwo było się z nią zaprzyjaźnić. Jej urok działał na każdego, chociaż bywała infantylna - przywykłem do tego, bo - chociaż jesteśmy bliźniętami - to ja przyjąłem rolę starszego brata. Po śmierci ojca obiecałem sobie, że będę się nią opiekował. To właśnie z Sarą mam najlepsze relacje - mój trudny charakter wielu daje się we znaki.
- Co się tak zamyśliłeś? - zapytała siostra - Chyba czas wracać, co?
- Racja, już długo tu jesteśmy. Swoją drogą co sądzisz o Sadie?
- A co, zakochałeś się? - zakpiła, co zbyłem przewróceniem oczu.
- Nie, po prostu nie rozumiem jak całkowicie obca klacz, która nawet nie zna terenu może sobie ot tak zostać Alphą.
- Marudzisz - stwierdziła Sara.
Dokłusowaliśmy do Łąki Rozmaitości, na której przebywała reszta stada. Sadie rozmawiała z naszą matką, a raczej w skupieniu jej słuchała. Niespodziewanie do Sary podszedł Mefisto, więc odsunąłem się, bo miałem już dość ich amorów. Postanowiłem zanieść zioła do naszej jaskini i tak też zrobiłem.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Dodatkowe moce

Witam wszystkich!
Z okazji obecnych Świąt Wielkanocnych życzę wszystkim, którzy je obchodzą, dobrze spędzonego tego czasu i takie tam. To, co się klasycznie składa ;)
Z tego także powodu chciałam zrobić przyjemność wszystkim członkom tego bloga, którą jest dodatkowa moc. Moce są opisane w opowiadaniu od Sadie, które jest pod tym postem. Zostaną w najbliższym czasie wpisane w zakładce "Konie (członkowie)".

~~
Wasza Najmłodsza, 
Sadie :3


Od Sadie: CD historii Rodzynki "Galopem przez życie"

- I pomyśleć, że taka klacz nadal ma w sobie tyle życia. Niedługo będzie tu Dom Starej
 Siwowłosej. Ale zapamiętaj, że nie dofinansuję Cię, jak już nie będziesz mogła się wybierać na wyprawy - powiedziałam ze śmiechem.
- No cóż, jakoś to przeżyję - odpowiedziała także z radością klacz.
~ I pomyśleć, że ta klacz znała nawet mojego dziadka... Na dodatek jej dzieci muszą być w takim razie w wieku mojego taty. A Keyla i Mefisto... Ne znam ich, ale podejrzewam, że są rówieśnikami Sary i Oriona. Zresztą prawie nic o nich nie wiem. ~ pomyślałam, po czym wyjawiłam Rodzynce moje myśli dotyczące wieku członków Stada.
- Widzisz, każdy kiedyś musi przejść takie coś. Zawsze możesz w czymś figurować mimo młodszego wieku - odpowiedziała starsza klacz.
- Niby tak...
- Nie niby, tylko naprawdę.
Zauważyłam nagle tęczowego królika. Miał na sobie coś, co wyglądało jak sukienka, tyle że miało pełno kieszeni.
- O! Panna Sadie! Szukałem panienki. Mam przesyłkę od ojca. Jego ostatnie życzenie, które wysłał swoją wolą do panny - powiedział zwierz.
Wyciągnął z jednej ze swoich kieszeni jajko. Takie zwyczajne - bez żadnych ozdobników - jajko. Jednak, jak się bliżej wpatrzyć, to można było zauważyć, że je się otwiera.
- Twój ojciec powiedział, że musisz zgromadzić całe stado. Dopiero wtedy możesz zrobić to, co masz zrobić z tym jajkiem - odezwał się jeszcze zając zanim zniknął.

***

Stado stało w skupieniu, wpatrując się w jajko niczym w marchewki. Otworzyłam je. Rozbłysło jasne światło, po czym nad każdym członkiem widniały znaki. Domyśliłam się, że to oznacza moce.
Nad Rodzynką zabłysły jakby dwa konie - Klonowanie Się.
Nad Sarą pokazał się migotający zarys końskiej sylwetki - Niewidzialność.
Keyla miała nad głową oko - Boskie Oko.
Nad głową Oriona widoczna była trąba powietrzna - Magia Wiatru.
Z kolei Mefisto miał nad sobą rybę - Magia Wody.
Jedynie nade mną nic nie zajaśniało. Czułam się zawstydzona. Czemu tata nie pomyślał o mnie?
Po moich chrapach popłynęły gorące łzy. Podeszła do mnie Rodzynka, klacz, która była najstarsza w całym stadzie.
~ Rzeczywiście przydała jej się moc klonowania. Będzie mogła pocieszać wiele osób naraz. ~ pomyślałam.

< Rodzynko? Zadowolona z mocy pomocnej w wychowywaniu stadka? >

Od Sary: Wyprawa po ziółka

Mama bardzo się ucieszyła odrodzeniem stada. Była dla wszystkich bardzo miła i cieszyła się każdą chwilą. To męczące, zatem często z bratem wymykaliśmy się pod pretekstem szukania roślin leczniczych.
Na jednym z takich spacerków stało się coś, czego żadne z nas nie mogło przewidzieć...

***

- Hej, Orionku? - zaczęłam
- ILE RAZY MAM POWTARZAĆ: ORION, bez zdrobnień, ORION - warknął brat poprawiając torbę z ziołami, która wisiała mu na szyi.
- Orionek! Oruś! Ori! Oronek! Orinunio! - drażniłam go w najlepsze. Kłapnął gniewnie zębami, a ja coraz bardziej zadowolona zaczęłam truchtać.
- Szukaj rumianku, a nie migdałów w chmurach - warknął.
Zachichotałam i zaczęłam wrzucać do swojej torby pęczki mniszka i rumianku.
Nagle usłyszałam za sobą krzyk Oriona. Odwróciłam się i ujrzałam prześmieszny a jednocześnie przerażający widok...
Orion zamknięty w klatce z pędów wielkiej stokrotki! Parsknęłam śmiechem.
- Nie śmiej się tylko pomóż - warknął szarpiąc się między listkami.
- A co ja mogę? Może zjadłeś jej mamę i to jest zemsta stokrotki? - zapytałam w powietrze i zaczęłam się tarzać ze śmiechu.

< Orion? I co, glany spadły?^^ >

Od Mefista: Najważniejsza decyzja życia

- Saro... Mogłabyś ze mną pójść na spacer? - spytałem klacz.
- No pewnie - zgodziła się z uśmiechem.
Przełknąłem ślinę. Poszliśmy na Bajeczną Łąkę. Było tam ślicznie.
Światło zachodzącego słońca odbijało się w jasnej sierści Sary.
Stanęliśmy na przeciw siebie. Pojedynczy promyk zatańczył w grzywie klaczy. Wyczarowałem maleńkie płomyczki, które niczego nie zapalały. Pokierowałem je w przymknięte kielichy kwiatów, które w wieczornym świetle zachodu rozbłysły tęczowo.
Sara otworzyła usta ze zdziwienia i zachwytu. Kiedy przestała oglądać świetlne przedstawienie i znów skierowała spojrzenie bursztynowych oczu na mnie westchnąłem i zacząłem:
- Saro ja... Ja byłem pewien, od kiedy cię tylko zobaczyłem, że... Że... Że, ja chcę Saro... Żebyś została moją partnerką. Czy... Czy ty się zgodzisz?
Spojrzała na mnie spod długich rzęs i się lekko uśmiechnęła. Tak, jak umie tylko ona.
Podeszła bliżej i przytuliła swoją głowę do mojej szyi.
- Oczywiście, że chcę. - szepnęła mi do ucha. Myślałem że oszaleję ze szczęścia.
Sara ode mnie odeszła kawałek i spojrzała.
- Kocham cię - powiedziałem zduszonym głosem.
- Ja ciebie też - odpowiedziała moja ukochana.

< Sara? >