niedziela, 20 kwietnia 2014

Od Sary: Wyprawa po ziółka

Mama bardzo się ucieszyła odrodzeniem stada. Była dla wszystkich bardzo miła i cieszyła się każdą chwilą. To męczące, zatem często z bratem wymykaliśmy się pod pretekstem szukania roślin leczniczych.
Na jednym z takich spacerków stało się coś, czego żadne z nas nie mogło przewidzieć...

***

- Hej, Orionku? - zaczęłam
- ILE RAZY MAM POWTARZAĆ: ORION, bez zdrobnień, ORION - warknął brat poprawiając torbę z ziołami, która wisiała mu na szyi.
- Orionek! Oruś! Ori! Oronek! Orinunio! - drażniłam go w najlepsze. Kłapnął gniewnie zębami, a ja coraz bardziej zadowolona zaczęłam truchtać.
- Szukaj rumianku, a nie migdałów w chmurach - warknął.
Zachichotałam i zaczęłam wrzucać do swojej torby pęczki mniszka i rumianku.
Nagle usłyszałam za sobą krzyk Oriona. Odwróciłam się i ujrzałam prześmieszny a jednocześnie przerażający widok...
Orion zamknięty w klatce z pędów wielkiej stokrotki! Parsknęłam śmiechem.
- Nie śmiej się tylko pomóż - warknął szarpiąc się między listkami.
- A co ja mogę? Może zjadłeś jej mamę i to jest zemsta stokrotki? - zapytałam w powietrze i zaczęłam się tarzać ze śmiechu.

< Orion? I co, glany spadły?^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz